Anita Bielecka - Babcia Ziółko kocha "Zielone"

Nie używa leków, a usłyszawszy o lekarzu żegna się z przerażeniem w oczach. Naturalna medycyna to podstawa u Babci Ziółko.

„Zieloniutkie” ponad wszystko

Maria, którą nazywają we wsi Stare Strącze Babcią Ziółko, ma już siedemdziesiąt dziewięć lat. To pomarszczona, zgarbiona staruszka. Zazwyczaj ubrana w stary fartuch i pożółkłą chustę. W zasadzie niczym nie przyciąga uwagi. Ale to prawdziwa miłośniczka tego, co ,,zielone”. Każdą wolną chwilę stara się spędzać na łonie natury, w przydomowym ogródku, gdzie pielęgnuje swoje roślinki, w pobliskim lesie, gdzie szuka niezwykłych medykamentów. Babcia Ziółko zna sposób na każdą dolegliwość.

Poranek rozpoczyna od dwóch łyżeczek macierzanki dodanej do herbaty i zalanej filiżanką gotującej się wody. Potem podlewa swoje lecznicze roślinki. Rozmawia z nimi. Każdej dała nawet imię. Malwa to Zosia, nagietek to Hirek.W samo południe idę na ogród nazrywać szczawiu. Muszę staremu nagotować zupy. Potem plewię. Zrywam ,,zieloniutkie” i coś majstruję z nich. W między czasie zajmuję się dziadkiem. Dziadek choruje na migrenę. Przygotowuje mu kąpiel. Pięć łyżek stołowych kwiatów lawendy zalewa dwoma litrami wrzątku i gotuje na małym ogniu około piętnastu minut. Przecedza gotowy napar i dodaje go do ciepłej wody kąpielowej – Później idę znowu na ogród.Cały jej dzień kręci się wokół ,,zieloniutkich”. Nie widzi świata poza nimi.

 

Zielone początki

Wiadomo, natura jest początkiem i kresem wszystkiego. Ona daje życie, a kiedy przychodzi czas, pochłania je. Babcia Ziółko wie o tym bardzo dobrze. Urodziłam się na polu podczas wykopów. Matula owinęła mnie w szmatę. Położyła przy kamieniu. Gdy miałam 9 lat wybuchła wojna. Panowała bieda. Rok później zmarła mama. Byłam najstarsza. Musiałam zająć się młodszymi siostrami. Ojca nie miałyśmy. Byłyśmy głodne. Zrywałam trawę, mlecz, krwawnik. Gotowałam zupę. To wtedy zaczęło się jej zamiłowanie do ,,zielonych”. – Nie było łatwo. Bałam się, że nie będzie zjadliwe. Smakowało. Przeżyłyśmy dzięki roślinom. Wspomina Maria drżącym głosem.

 

Domowa apteczka

Babcia Ziółko mieszka w staroświeckim domu. Obrośnięty jest bluszczem. Przed domem ma mały ogródeczek, gdzie sadzi najbardziej potrzebne zioła. Za domem ma wielki ogród, porośnięty wszelkimi leczniczymi roślinkami. Kiedy przekraczasz próg jej domu, wyraźnie możesz poczuć zapach ziół. Maria suszy je w pogodny dzień, wybierając do tego jakieś przewiewne miejsce. Część ma w słoikach, część w kartonach. Na półce postawiła podpisane pojemniki: dziurawiec, melisa, rumianek, szałwia, pokrzywa, mięta. To herbaty.

Babcia przeznacza wiele czasu na dbanie o zioła. Na ogrodach zasadziła ich ponad 50 gatunków. Na pobliskich polach, za płotem, zbiera około 20 innych rodzajów. Lubię się tym zajmować. Jak zaczęłam narzekać na stawy oraz zgagę to dosadziłam kilkanaście nowych. Zawsze coś się przyda. Mniszek na pęcherzyk żółciowy. Rozmaryn na niskie ciśnienie. Każde zioło coś w sobie ma. Babcia wie, że jej rozmaity repertuar ziół zawsze może komuś pomóc.

 

 

Przyjemne z pożytecznym

Kobieta przez 30 lat pracowała z dziadkiem w szklarni. Mieliśmy ją obok domu. Miło tam spędzaliśmy czas. Dzieci pomagały. Robota szła. Już wtedy Maria wykorzystywała nie tylko zioła, ale również warzywa do leczenia różnych schorzeń. Raz nawet syn, Janek, zatoki miał chore. Biedne chłopaczysko! No gdyby nie te okłady z nagrzanych na piecu liści kapusty to nie wiem czy coś by z niego zostało.

 

Znana, różnie spostrzegana

Babcia w całej wsi znana jest z leczenia domowymi sposobami. Nieraz przychodziły do mnie kobity i prosiły o radę. Chłopa Haliny szerszeń użądlił. Nogę miał jak banię. Chodzić nie mógł, no to okład mu z octu jabłkowego zrobiłam. Za godzinę jak ręką odjął. Ziółka są skuteczne, ale po co o tym tyle gadać twierdzi zielarka. Nie wszyscy jednak są temu przychylni. Złośliwcy widzieli w niej samozwańczego znachora, jakiegoś współczesnego Antoniego Kosibę, który wie lepiej co komu dolega niż doktóry z miasta. Były takie osoby, które Babcię Ziółko miały za wariatkę.Śmieli się, że chwasty zbieram. Nieraz sąsiadka mówiła, że na wiosce to o mnie głośno, że nawiedziło mnie, że za uzdrowicielkę się mam. Maria machnęła na to wszystko ręką. Nie przejmowała się tym kiedyś, nie przejmuje się tym teraz. Uważa swoją naturalną medycynę za coś wyjątkowego.

 

Pewne, bo naturalne

Babcia Ziółko sama sporządza kremy, płyny do twarzy, mydła i szampony do włosów. Kąpię się w ziołowych naparach. Zęby myję pastą, którą prędzej zrobię. Maria to zwolenniczka naturalnych kosmetyków. Nie wierzę tym chemicznym skrótom na kupnych kosmetykach. Wolę sama zrobić. Przynajmniej wiem, że żadne dziadostwo mi nie wyjdzie po nich.

 

Bez konserwantów

Maria to staruszka samowystarczalna żywnościowo. Radzi sobie bez sztucznych barwników i konserwantów. Sama sporządza ze swoich ziół najróżniejsze potrawy. Nie potrzebuje połączenia ze światem. Nie wychodzi na wioskę, bo nie ma po co. Nie chodzę do sklepu. Studnię mam na podwórzu. Nie potrzebuję wody z hydroforni. Kozę, kury i kaczki mam. To i mleka pod dostatkiem. Mięsa też. Czasami namieszam sałatki z pokrzywy i zaparzę herbatę. I tak sobie żyję z dziadkiem u boku.

Licznik odsłon: 2259