Maja Wizor - Mixować Ducha Świętego

Mix polega na umieniu łączenia tego, co przynosi zwykła radość, z trudnym przekazem Ewangelii. Jak ktoś go ma, to jest zmixowany. Tak jak s. Franciszka.

5:00. Leżąca na szafce koło łóżka Nokia dziarsko zaczyna „Marsz Imperium” w wersji polifonicznej. Dwudziestoośmioletnia Olka (albo Olocha, jak ma wpisane w katalogu Gadu-Gadu) wyplątuje się z pachnącej, kolorowej pościeli i podejmuje próbę wyłączenia budzika. Długą chwilę przesuwa ręką po półce w poszukiwaniu coraz głośniej grającej komórki. Zrzuca przy tym odtwarzacz mp3 i kilka kartek z wysokiej sterty skryptów i notatek z wykładów. Wreszcie znajduje odpowiedni przycisk i z powrotem nakrywa się kołdrą po czubek głowy. Jeszcze wcześnie…
Kilka minut później wyskakuje z łóżka. Prawie zapomniała, że Szef dzisiaj odprawia w domu. Musi przecież przywitać się z Oblubieńcem i wszystko przygotować zanim on przyjdzie. Zdmuchuje włosy, spadające jej na oczy i gwałtownie ściąga codzienny strój z wieszaka zahaczonego o drzwi szafy. Potykając się o leżący na środku niedużego pokoju pusty pokrowiec z laptopa, pędzi do łazienki.
Z lustra spogląda na nią nieprzytomnie rozespana, rozczochrana dziewczyna. Jasnobrązowe włosy do ramion, kilka nowych pryszczy na czole. Oczy rodzinnie wąskie, przez niewyspanie zamieniły się w szparki. Nie trzeba było siedzieć do jedenastej nad ekumenizmem, myśli Olka i odkręca wodę.
Po kilku minutach jest już na kolanach w domowej kaplicy. Czarny materiał habitu zakrywa szczelnie, od białego kołnierzyka do kostek, jej młode ciało, jasne włosy znikają pod długim welonem na opasce. Oto ja, Panie! Na zawsze tylko Twoja. Oddaję się do Twojej dyspozycji, aby służyć Królestwu Bożemu! Od ponad 8 lat s.Franciszka.

Mieć w sobie coś z Bożego wariata
Pochodzi z niedużej wsi na Opolszczyźnie. Tradycyjna katolicka, patriotyczna rodzina, trójka dzieci, dom, podwórko z kurami. W niedzielę wszyscy idą na sumę, a na obiad koniecznie musi być rosół.
Wstąpiła po pierwszym roku teologii. Rodzice z wielkimi oporami przyjęli decyzję córki. Ich jedynej córki. Co jej mogło przyjść do głowy? – pytali. Lody pękły, gdy po raz pierwszy przyjechali do klasztoru. Zamiast czegoś potwornie nieprzystępnego, zamiast krat, grubych murów, zobaczyli żywą wspólnotę osób. Przepiękne miejsce ukryte w górach. Decyzja córki została zaaprobowana. Odwiedzali, odwiedzają dalej. Spoko, mamo, nie płacz, Pan mnie tu zawołał i tu jestem szczęśliwa.
Teraz kończy już juniorat, czas wyznaczony na doskonalenie kondycji wewnętrznej; za pół roku złoży śluby wieczyste. Podjęła przerwane przed zakonem studia. Dobrze się czuje jako siostra, poświęcona Bogu, posłana do dawania świadectwa i służby ludziom. A jednocześnie pozostaje sobą.
– S.Franciszka jest osobą autentyczną, która żyje Bogiem i to pokazuje swoim życiem – tłumaczy jej znajomy, młody franciszkanin o.Zacheusz. Wyraża to przez swoją radość dziecka Bożego – śmieje się Karla z łabędzkiej Grupy Lednickiej.
Na placówkę w Łabędach trafiła kilka lat temu. Zamieszkała z jedną współsiostrą, tworząc wspólnotę zakonną nie w typowym klasztorze, ale z Szefem w domu z ogródkiem i psem Cezarem. Zwróciła uwagę mieszkańców, przyzwyczajonych do mieszkających w okolicy spokojnych, poważnych sióstr szensztackich. Inny habit, inny charakter, a przede wszystkim dla każdego wesoły uśmiech.
– Kiedy ją poznałam, to mi oczy po prostu wyszły z orbit – wspomina Karla. Podobne wrażenia opisuje Koksik, też z Lednickiej. – Jeździłam sobie z kumpelą na rolkach pod kościołem, takie małe bajtle jeszcze. Nagle podchodzi jakaś siostra takim luźnym krokiem, wyciąga do mnie rękę i strzela: „Cześć, jestem Franka, a wy?”. A my tak na nią. – wytrzeszcza oczy.
 Dwa lata temu dwoje przyjaciół założyło przy parafii młodzieżową Grupę Lednicką. Do pomocy udało im się zaprosić s.Franciszkę. W ciągu roku odeszli prawie wszyscy, doszli nowi, młodsi, zmienił się ksiądz opiekun. Z początkowej ekipy została siostra i cztery dziewczyny: Koksik, Karla, Justa i Maja. Poznały się, zaprzyjaźniły, przyjęły siostrę za swoją. Przez jakiś czas były zgraną drużyną. Z czasem ich drogi trochę się rozeszły. Jednak łączy je dalej fakt, że przyjęły to, co Bóg daje przez swojego zmixowanego posłańca. Posłańca chcącego pomóc młodym żyć w zgodzie z sobą, z własnym sumieniem. Bo młodzi są przyszłością.
Od kiedy s.Franciszka zaprosiła je po raz pierwszy, dziewczyny jeżdżą na wszystkie rekolekcje dla młodzieży, które organizuje jej zgromadzenie. Rozsławiają je w swoich środowiskach, zabierają znajomych. Rekolekcjami zajmują się młode siostry, które, tak jak Franciszka, mają mixa. Dlatego rekolekcje też są zmixowane. Nie tylko modlitwa, adoracje, skupienie. Śpiew, konferencje, czas na odreagowanie i zabawę, pożyteczna praca w grupach (np. „na zmywaku”), wypady w góry, Msza święta odprawiona na górskiej polanie na stosie plecaków, które dla potrzeb chwili stały się ołtarzem. – Wtedy Bóg jest bliższy – mówi Maja – tak jak św.Franciszek z Asyżu widzimy Go w małej biedronce, ciepłym promieniu słońca i w schylonej starością siostrze w klasztornym ogródku.
Oprócz tych rekolekcji s.Franciszka i jej zmixowane współsiostry jeżdżą z młodymi na spotkania w Lednicy i na większe imprezy na Ance, czyli Górze św. Anny, którą franciszkanie uczynili miejscem spotkań wierzącej młodzieży z dużej części Polski. Mają znajomości, załatwią lepszy pokój albo pozwolą skorzystać ze swojej łazienki, bo do oficjalnych są nieziemskie kolejki. Były też z nimi na spotkaniu z papieżem Benedyktem na krakowskich Błoniach. W błocie i słocie.
Na wyjazdach siostry i młodzi stają się bardziej podobni. Zanika częściowo dystans do habitu. Specjalny strój jest, ale pod czarnym materiałem osoba taka, jak reszta. Zwykła młoda dziewczyna, myśląca i przeżywająca tak, jak każdy dookoła.
Można z nią pogadać na każdy, niekoniecznie Boży temat. O rodzinie, nowej cyfrówce, zwyczajach zakonnych, szkole, koleżance ateistce. Na porządku dziennym są e-maile, SMSy, kontakt na Gadu-Gadu i Skypie. Czasem wyprawy do kina, na lody albo do Pizza Hut. Wspólne żarty, śpiewy, wygłupy, „robienie sobie siary”. Ale także, a raczej przede wszystkim – wychowywanie w wierze. Pokazywanie, że Bóg jest bliski, zna człowieka na wylot. Że można z Nim żyć normalnie. – Bóg chce wejść w Twoje życie, we wszystkie sprawy, plany i decyzje. Chce nawet wejść z Tobą do sklepu, aby wybierać sukienkę, którą będziesz chciała kupić. Wystarczy tylko otworzyć dzióbek Duchowi Świętemu, rozwiązać Mu skrzydełka. Pozwolić Mu działać, otworzyć się na Niego i na przyjęcie Prawdy. – Jeśli ktoś nie zechce przyjąć całości Bożego orędzia, to nie zniesie s.Franciszki z plecakiem, z gitarą, z podwiniętymi nogawkami pod habitem… – stwierdza sama.

Jezus przychodzi i mixuje
Kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one, mówi przysłowie. Żeby trafić do nastolatka, trzeba mówić w taki sposób, żeby mógł łatwo zrozumieć, a przede wszystkim chciał słuchać. – S.Franciszka mówi językiem, który trafia do młodego człowieka. – tłumaczy o.Zacheusz – Nie jest to jakiś język banalny, ale język, który może nawiązywać kontakt z młodym człowiekiem, dla którego może religijność, wiara, jest czymś obcym albo obojętnym.
Jej język tworzy się sam. Hasło ze skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju, z reklamy, serialu o Kiepskich, filmiku znalezionego na YouTube.pl. Wiersz o Unii wygłoszony przez słuchaczkę na antenie Radia Maryja. Przejęzyczenia, gry słowne, bunt przeciwko gramatyce. Mix, mixować, masakra duchowa. Fryzura „jak wyjdź mi stąd”. Full wypaśna wersja dla „swoich”, dla świeżo poznanych wersja light. W każdym wypadku młodzieżowa i niezrozumiała dla starszych. „Nie zniesę ja se ludzi, którzy jak upadną, zostają leżeć. A Ty se Majku w czapke zera dostaniesz norrrmalnie.” Przy tym mix, czyli przekazywanie w taki sposób rzeczy ważnych, Bożych. „Mam se masakrę w Duchu Świętym. Moja radość mixuje się w duszy mej.” Masz problem i dawno nie byłeś u spowiedzi? Idź, „ona łata dziury, leczy rany. Jezus przychodzi i mixuje. Nie ma takiego bata.” Coś przeszkadza Ci w spowiedzi i całkowitym zaufaniu Bogu? „To Twój perfekcjonizm i świadomość, że Ty se musisz być najlepsiejsza, idealna, najlepiej gdybyś nie grzeszyła i w ogóle… Takie mixy gubią ludzi, Ciebie, mnie, nas, którzy zamiast szukać Bożej Woli - szukamy siebie w Nim. Małe egoistyczne chrześcijany!” Nastolatek rozumie i myśli: coś w tym jest.
Z większością znajomych młodych s.Franciszka spotyka się tak naprawdę nieczęsto. Dzielące ich kilometry, jej obowiązki zakonne, praca w kurii, studia zaoczne. Cud, że szef wyrozumiale podchodzi do zakonnych wyjazdów, a wykładowca jeszcze nie wyprosił ze studiów. Praca magisterska dopiero niedawno ruszyła z miejsca. Skrypty zabiera wszędzie, uczy się w każdej wolnej chwili. Czas nie istnieje tylko w kaplicy, tam się odpoczywa, odżywa. Jezus Oblubieniec, Jedyny Pan jej życia, daje siłę i uzdrowienie. Pośpiech zostaje na zewnątrz.
Kontakt utrzymują dzięki komórce i internetowi. SMSa napisze, czekając na autobus albo idąc z przystanku. Przecież można zdziałać dużo dobrego jedną krótką wiadomością. Czasem wysyła znajomym młodym cytat z Pisma Świętego, na który akurat się natknęła. Fragment wiersza współsiostry. Mądrą myśl własną albo i nie. Oczywiście z mixem. Parę myśli na Wielki Post: Masakra naszego grzesznego sumienia polega na tym, że wiemy, że Bóg nasz Ojciec wie, cośmy za „jedni”, a tym czasem udajemy super nie wiem kogo, ignorujemy głos duszy, który szepce: DOBRO CZYŃ, A ZŁA UNIKAJ! A na Końcu Czasów przyjdzie przyznać się, ze my ściemniali. Cytat z Pisma Świętego poprzedzi wstępem: Hej, Bejbe, oto Pan kieruje do Ciebie takie słowo…, SMSa zakończy pozdrowieniami Pozdro w Panu!
Młody człowiek w każdej chwili może do niej napisać czy zadzwonić ze swoim problemem, prośbą o wsparcie modlitewne, o pomoc i radę. Telefon wyłącza tylko na czas modlitwy.
– Komórka jest mi przydatna w pracy duszpasterskiej, zbawienna nawet bym powiedział. – tłumaczy o.Zacheusz, – Gdy otrzymuję telefon albo SMSa od młodego chłopaka, który przeżywa kryzys miłosny, który dzwoni do mnie o dwunastej i zwierza się i chce się spotkać. Na normalny telefon by się nie dodzwonił o tej porze. Szczególnie, kiedy- jak s.Franciszka- nie można podawać domowego numeru,
bo jest zastrzeżony.

Nie robić z habitu widowiska
Żeby pociągać za sobą młodych, najpierw trzeba samemu być w prawdziwej, silnej wspólnocie. Siostry mają ze sobą dobry kontakt dzięki telefonom, internetowi, komórkom. Spotykają się na rekolekcjach zakonnych i nie tylko. Razem wychodzą poza mury klasztorów. Stawiają na wspólne wypady w miejsca, które ludziom mało zorientowanym nie zawsze pasują do zakonnic.
– Siostry zakonne chodzą generalnie na basen, wykupią sobie swoją godzinkę i pływają, ponieważ jest znana maksyma „W zdrowym ciele zdrowy duch”, co odwracamy w: „Jeżeli jest zdrowy duch, to jest i zdrowe ciało” – uśmiecha się s. Franciszka – Siostry jeszcze oprócz tego chodzą na łyżwy, grają w tenisa, wspinają się, pływają na kajakach…
Habit jest ich obroną przed światem, zakrywa ciało poświęcone Panu. Dlatego bardzo rzadko pokazują się światu bez niego. Zmixowanym zdarza się trochę częściej, ale zwykle w pracy ze „swoją” dobrze znajomą młodzieżą. I kiedy jest to konieczne. Nieliczne studiują na kierunkach wymagających niezakonnego stroju. Ale zdarzają się takie. Np. koleżanka Franciszki, s.Rufina zwana Ruru, studiująca fizjoterapię. Zajęcia obejmują basen, taniec, zabawy ruchowe, siłownię, wyjazdy treningowe… Nawiązuje kontakty z młodymi ludźmi, którzy niekoniecznie mają cokolwiek wspólnego z Kościołem. Codziennie świadczy uczciwością, wytrwałością, wiarą. Całą sobą.
Siostry wychodzą z klasztorów. Pozostają ascetkami przez umartwienie życia zakonnego, ale na pewno nie odciętymi od świata. Mają wszystko, czego potrzebują do pełnienia swojej misji, choćby to był aparat cyfrowy czy laptop (często przyczyniają się do tego rodzice i przyjaciele). Prowadzą strony internetowe, mają stały dostęp do sieci na większości placówek. Ślubowane ubóstwo staje się mniej zewnętrzne, materialne. – Myślę, że ważniejsze jest w tym wszystkim ubóstwo duchowe, czyli być u Boga i być zależnym od Niego, wiedzieć, że nawet jeżeli coś się posiada, to jest tylko do użytku. – tłumaczy o.Zacheusz. – zakonnik czy zakonnica podzieli się tym albo odda komuś, jeżeli ktoś będzie tego bardziej potrzebował. Ludziom trudno jest to zrozumieć, każda zakonnica wykraczająca poza schemat nicniemającej pobożnej niemowy bez charakteru jest sensacją.
Dlatego wysportowana s.Ruru nie może wystartować w Biegu Opolskim, choćby bardzo chciała. Bo nie chce robić z habitu widowiska. Dlatego ani ona, ani s.Franciszka nie mogą wybrać się z młodymi wszędzie, gdzie by chciały, i tam, gdzie je zapraszają. Dlatego też ich nie odwiedzają. Nie każdy dorosły chce, żeby w jego domu przebywał przedstawiciel Kościoła. Nie każdy jest zadowolony z kontaktów córki czy syna z zakonnicami. Siostry wolą nie pchać się w oczy.
Sami młodzi w większości są zachwyceni. Nawet ci niekoniecznie związani z Kościołem. Nikt, kto zna zmixowaną siostrę, nie zarzuca jej pozerstwa. – Kiedy poznałam s.Franciszkę, ucieszyło mnie to, że jest normalna i nawet trochę ponadnormalna, – śmieje się Karla – nie siedzi cały czas w kościele, tylko wychodzi do ludzi, czasem można z nią wyjść na pizzę, do kina na „Harry’ego Pottera”, no i pośmiać się, powyłupiać. Przez takie siostry Bóg wychodzi z kościoła i wchodzi w ludzką rzeczywistość. Staje się kimś bliższym, Osobą, nie abstrakcją.

W kapciach nie umrze
Co będzie dalej? Młodzi pójdą w świat, siostry zostaną. Coraz starsze. Ale nikt, kto zna s.Franciszkę, nie wierzy w jej spokojną starość. Albo nie dają jej na nią szans. – S.Franciszka w kapciach nie umrze! – Karla jest o tym przekonana – Może się to zdarzyć, że zdarzy się to wtedy, kiedy będziemy szli wszyscy na Mount Everest, co jest całkiem możliwe. W każdym razie nie zmieni się ani trochę. – Będzie jeździła z nami dalej na rekolekcje, dalej będzie się wszędzie spóźniać, dalej będzie wszędzie biegać, dalej będzie prowadziła niezdrowy tryb życia, dalej będzie piła Red Bulle…
Bo jak się ma mixa, to się go ma przez całe życie.

Licznik odsłon: 2343