Emilia Pawlus - Piniu, człowiek w czystych butach

Paweł jest mieszkańcem małej wioski nieopodal Wschowy. Codziennie rano wyrusza rowerem do tartaku, aby tam przez osiem godzin ciąć sosnowe drzewo. Jest trochę skacowany, ale to normalne. Po pracy czym prędzej pędzi do wiejskiego sklepu, bo tam niecierpliwie czekają na niego koledzy z ławeczki. Kilka piw, czasami trafi się jakiś winiacz. Na Pawła większość mieszkańców mówi Piniu. To sklepowy okupant ławki, jako jedyny z "ochroniarzy" nie ma żony, dzieci. Czasami - jak sam mówi - brakuje mu tego, ale szybko dodaje, że żyć normalnie to on by nie potrafił. Żona? Niby fajnie, ale, po co? Szkoda jakiejkolwiek baby na mnie, przecież ja tylko piję, a żyć normalnie nie umiem.                                                                                                         

Paweł niejednokrotnie uciekał, ostatnio mając już ponad 30 lat. Lato, Paweł ubzdurał sobie, że jest sam w domu, nie ma klucza, a drzwi są zamknięte. Cóż miał biedny robić, uciekł przez okno, dobrze, że mieszka na parterze, inaczej byłoby ciężko. Tak naprawdę drzwi były otwarte a jego ojciec siedział sobie jak gdyby nigdy nic na podwórku, jak to miał w zwyczaju. Innym razem przyjechała w odwiedziny ciocia Krysia, postanowiła, że zabierze Pawła do siebie do Leszna, gdzie pod jej czujnym okiem przestanie pić. Długo to nie trwało, Piniu wykorzystał chwilę nieuwagi cioci i czym prędzej zwiał z Leszna do Wschowy. Do domu dotarł dopiero na drugi dzień, przenocował u siostry. Zapytany o to, dlaczego tak szybko wrócił, odpowiedział: To jakaś wariatka, trzymała mnie w domu jak chomika w klatce, gdy tylko otworzyłem jakieś piwo od razu o tym wiedziała. Więcej tej wiedźmie się już nie pokażę. Wszystko wróciło do normy, gdy Paweł otrząsnął się z tego ciotkowego koszmaru następnego dnia rano.                                                                                     

Paweł nie zawsze jest pijany. Zdarzają się dni, kiedy jest trzeźwy. Wtedy pogadać z nim jest bardzo trudno. Ukrywa się ze wstydu w zaciszu mieszkania, w którym nadal mieszka z rodzicami. Jego matka tak to komentuje: Taa, tak to taki bohater, po pijaku głupot nagada, a potem mu głupio przed ludźmi bo sam nawet nie wie, co wygadywał. Jednak, gdy postanowi opuścić swoją kryjówkę okazuje się, że na trzeźwo zachowuje się zupełnie inaczej. Porąbie drewno, skosi trawę albo naprawi rower, to ostatnie zdecydowanie najczęściej, gdyż jego rower często ląduje w rowie, czy sam Bóg wie gdzie, a do domu wraca z czymś, co ledwo, ledwo przypomina rower. Do jasnej cholery, znowu cały błotnik powykrzywiany, a tu śrubki brakuje. Jak się wkurwię to na złomie to gówno wyląduje.                                                                                                                             

Gdy Pinia po kilku piwach najdzie chandra, idzie do sąsiada na górę mając nadzieję, że ktoś z nim pogada. Wtedy zaczynają się filozoficzne przemyślenia na temat życia: Jestem sam jak ołówek na biurku, żony mieć nie będę bo nie jestem takim idiotą, żeby następnej osobie spieprzyć życie. A Piernik zdechł. No to z kim ja teraz będę gadał? Piernik to kundelek, z którym mieszkał dobre 12 lat.Paweł jest samotny, ci, którzy mają si1) za jego kompanów są większości żulami spod sklepu.                                                        

Na trzeźwo unika ludzi, staje się niewidzialny, nieśmiały, najchętniej zaszyłby się w swoim pokoju, uciekł od rzeczywistości. Gdy zostaje sam mówi, że odwiedziła go dolina; po pijaku dusza towarzystwa. Zawzięcie broni swego honoru, czasami źle się to dla niego kończy. Niejednokrotnie złamany nos wygląda trochę jak nieudana operacja plastyczna, podbite oko też się kilka razy zdarzyło, ale jest jednak coś, co wyróżnia go spośród sklepowego towarzystwa, a mianowicie buty, które zawsze są czyściutkie. No a ty co myślisz, że jak ja niby mam do ludzi wyjść w upierdolonych butach? Muszą być czyste, białe, takie moje odblaski jak do domu w nocy wracam.      

Do kościoła nie chodzi, bo były proboszcz parafii kiedyś go zdenerwował, ale na wszystkich świętych czyściutki, pachnący, w garniturze pojechał na cmentarz. Dzień tygodnia nie ma dla niego znaczenia, odróżnia tylko niedzielę i często powtarza, słuchaj mała, dzień święcony należy święcić. Po czym zabiera się za kolejne piwo.

Licznik odsłon: 2165