Magdalena Krzych - Żal przyjdzie później

Umieranie to zawsze jest jakaś historia.

Często wielkiego, niesprawiedliwego cierpienia.

Zazwyczaj pokazuje walkę umierającej osoby, jej indywidualną podróż.

Przecież umieramy grupowo, chory ciągnie za sobą rodzinę, która umiera razem z nim.

Umierający człowiek musi na końcu odejść. Agata nie może nigdzie iść. Częścią śmierci jest życie.

ERA ŻYCIA OBOK ŚMIERCI

Nad głównym wejściem do domu Agaty wisi krzyż. W domach zawsze są jakieś krzyże.

Zupełnie jak w życiu. Agata kiedyś nie miała pojęcia dlaczego ludzie tak chętnie wieszają w domach martwego Jezusa. Teraz wie. Dopiero teraz. Agata zaproponowała spotkanie w domu. Zaproponowała, żebyśmy usiadły przy stole. Siadamy. Agata wycisza telefon. Rozmowy o chorobie ojca to dla Agaty przestrzeń sacrum. Cała świętość zawiera się w cierpieniu. Agata nie wspomina czasów sprzed choroby. Nie opowiada o nich nigdy ze szczegółami. Nie wzrusza się, gdy słyszy pytania o swoje młodzieńcze lata. Agata mówi, że w życiu już tak bywa, że czasem jest ciężko. Na tym zazwyczaj kończą się jej opowieści o relacjach z ojcem. Czasem wspomina, że bywał przemęczony, że to były takie czasy, że na kolei dużo się piło, i że czytał książki. Nie dodaje nic więcej. Agata nigdy z nikim nie rozmawiała o śmierci. Mówi, że wszędzie tak było. W domu piątka rodzeństwa, rodzice ciężko pracowali, nie było czasu na rozmowy o odchodzeniu czy cierpieniu. Na nic nie było czasu. Szkolne lata Agaty poprzeplatane były pracą i nauką. Jedyną osoba, która mogła opowiedzieć jej coś na temat umierania była babcia, ale ona bardzo bała się śmierci.

PIERWSZE KROKI KU KOŃCOWI

Ta historia nie ma początku. Agata nie pamięta gdzie się to wszystko zaczęło. Pamięta, że we wrześniu dowiedziała się od lekarzy, że to jest rak żołądka, że nie wiadomo ile czasu zostało jej ojcu. Pamięta, że to wszystko wyszło jakoś przez przypadek i pamięta, że traktowała chorobę jak wyrok. Agata nie miała wtedy pojęcia, że umieranie dopiero się zaczyna, że jest to skomplikowany proces zmieniający całe życie. Proces ten nie kończy się śmiercią. Śmierć jest w tym wszystkim jedynie nagłym zwrotem akcji, ale nie punktem kulminacyjnym. Wszystko zaczyna się dopiero po śmierci, kiedy trzeba do plastikowego worka spakować całe życie osoby, z którą dzieli się setki wspomnień. Spodnie, koszule, swetry, znoszone kolejowe buty, wszystko w plastikowym worku. Jest w tym jednak coś niezrozumiałego, okrutnego. Wyrzucenie plastikowego worka nie jest jednoznaczne z pozbyciem sie żalu po stracie. Agata mówi, że to głupie, ale przez pierwsze miesiące nikt nie powiedział ojcu, że ma raka, przez obawę, że straci nadzieję. On myśląc, że nikt nie wie o jego chorobie, udawał przed rodziną, że czuje się normalnie. Na początku września oszukiwali się bez przerwy, ale jak sama mówi robili to z troski. Zupełny idiotyzm, ale w domu nie rozmawiało się o śmierci. Rozmawiało się dużo o leczeniu, o szpitalu, o planach związanych z chorobą. Nigdy nikt nie powiedział, że ojciec umrze. Nigdy nikt w to nie uwierzył. Agata zawsze powtarza, że rak to walka, cholernie ciężka, niewdzięczna walka z wiatrakami.

DEFICYT WIARY

Tamtego roku zima przyszła szybko. Padał śnieg. Wiał wiatr. Zamarzały jeziora. Gdzieś w tle była Agata i było jej kruche życie i było jej osobiste umieranie. To nie był rok, o którym można by opowiadać spokojnie, tak jak nie było wtedy radosnych, rodzinnych świąt. Ciężko życzyć sobie szczęścia w pomieszczeniu, w którym tak wyraźnie czuć obecność śmierci. Mimo to Agata z wielkim wzruszeniem wspomina tamto Boże Narodzenie. Święta są takim momentem w roku, kiedy można we wszystko uwierzyć. Agata nie wie czy to przez kolędy, czy przez choinkę, czy przez zapach pomarańczy. Agata wie, że zawsze wtedy górę biorą bardzo banalne uczucia i cała rodzina była przekonana, że mogą wszystko zmienić. "Nic nie zależy od ludzi" - mówi. Wierzy, że choroba jest "po coś", wierzy, że Bóg zsyła ludziom cierpienie, by ich czegoś nauczyć. Jeśli w rodzinie pojawia sie rak, to nie jest to indywidualna sprawa osoby chorującej. Umierają wtedy wszyscy, żona, dzieci, przyjaciele, każdy dzień jest dla nich walką, by ukraść choć kilka godzin życia. Agata mówi, że jej wszystkie problemy zastygły. Pytam, czy rodzina odżyła na nowo, czy udało im się zbliżyć? Agata nic nie mówi. Opuszcza wzrok. Wstaje i podchodzi do okna. Tak, jakby odczuwała potrzebę przewietrzenia swoich myśli. Przez chwilę wpatruje się w rozciągające się za oknem jezioro. „To właśnie jest najgorsze w umieraniu, że wszystko staje się przesłodzone i sztuczne. Bywały dni takiej bezsilności, że płakaliśmy przez rozlaną w kuchni kawę, ale byliśmy w stanie wybaczyć sobie wszystko" -mówi. Znów milczy i wpatruje sie w widok za oknem, po chwili dodaje: „Nie ma żadnej gwarancji, że po chorobie wszystko się ułoży, gdy zamyka się trumna zamykają się też ludzie. A problemy, które zastygły na czas choroby wracają. Często ze zdwojoną siłą”.

WIARA, NADZIEJA, MIŁOŚĆ

Agata lubi spać. Bardzo ceni sobie możliwość odpoczęcia od świata, lubi być po prostu ze sobą. Kiedyś nie miała na to czasu, na nic nie miała czasu. Opowiada, że jej życie zawsze było zaplanowane z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Wizyta u dentysty, spotkanie z adwokatem, a trzeba jeszcze kupić dziecku nowe buty, to trzeba po nie pojechać i trzeba na nie zarobić. W międzyczasie etat w uzdrowisku, obowiązki gospodyni domowej i rola matki. Agata mówi, że choroba to wspaniały czas, mnóstwo wspaniałego czasu, który dał jej Bóg na nadrobienie z ojcem ostatnich dwudziestu lat. "Mogłam wyjść z nim na kawę, zjeść z nim w szpitalnej stołówce makaron z serem, wyjść z nim na spacer, dostaliśmy rok na zrobienie tego wszystkiego, co zawsze odkładaliśmy, bo wydawało nam się, że mamy jeszcze wiele czasu" - mówi. Ludzie są głupi, myślą, że czeka na nich jakieś „jutro", że czeka na nich jakieś „w przyszłą środę", „za miesiąc". Nic na nich nie czeka. Żyje się szybko, jeszcze szybciej się umiera.

DOTYK ŚMIERCI

Pewnego dnia ojciec Agaty poczuł się źle. Po prostu, kuło go w żołądku, więc pojechał do szpitala. Nie było to niczym nadzwyczajnym, już od kilkunastu miesięcy szpital był ich drugim domem. Lekarze od początku nie mówili niczego wprost. Coś tłumaczyli, że ojciec czuje się gorzej, że dla nich wszystkich będzie lepiej jeśli jeszcze na kilka dni zostanie w szpitalu. Agata wierzyła, że to kolejny kryzys, z którego sie wychodzi i walczy się dalej. Tamtego dnia od razu po pracy pojechała do ojca i to był ten moment, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczyła w nim umierającego człowieka. Ojciec cierpiał, lekarze nie potrafili opanować bólu. Mijały godziny, zmieniały się kroplówki, zmieniał się widok za oknem, ale ból nie ustępował. Dopiero po wielu chwilach zwątpienia i żalu i bezsilności Agata zrozumiała, że to nie jest kryzys. Po ponad roku nieustającej walki Agata zrozumiała, że to jest właśnie umieranie. Nad ranem ojciec zaczął zasypiać, spokojnie, bez cierpienia, bez lęku, lekko otwierał usta i można było usłyszeć jak kogoś woła, jak z kimś się targuje. Agata po raz pierwszy doświadczyła napływu nagromadzonych przez ostatnie miesiące emocji. Chciała biec, chciała go zatrzymać dla siebie, chciała walczyć. Agata wie, że nie wolno powstrzymywać śmierci, wie, że jedyne co mogła dla niego zrobić to pozwolić mu odejść. Ostatnia łza. Ostatnie tchnienie. Zasnął.

NIEPŁAKANIE

Z pogrzebu pamięta niewiele. Pamięta cholerny żal i pamięta, że zachowywała się jak rozkapryszone dziecko. Nie było tam miejsca na łzy czy wspominanie. To był czas załatwiania w urzędzie różnych spraw związanych z obrządkiem pogrzebu. Agata ma o to żal do samej siebie. Agata myślała, że to ostatnia rzecz, jaką musiała zrobić dla ojca. Jak się później okazało tych rzeczy były jeszcze tysiące. Agata mówi, że nie dawała sobie rady, mówi, że to było za wiele. Wstaje i wychodzi z salonu. Nic nie mówi. Wraca po chwili z paczką chusteczek higienicznych. Siada na sofie naprzeciwko i zaczyna płakać. Uspokaja się po kilku minutach i opowiada dalej. „Pamiętam jak pierwszy raz po powrocie weszłam do rodzinnego domu. Było obco. Chciałam przemyć w łazience twarz, chciałam ochłonąć. Na suszarce wisiały spodnie ojca. Kurwa mać! Tak po prostu wisiały jego spodnie, w powietrzu unosił się zapach jego perfum, słychać było szczekanie jego psa. I nie mogłam wtedy zrozumieć dlaczego ten cholerny pies żyje, a on nie."- znów zaczyna płakać. Jest w tym wszystkim jakieś niezrozumienie, zdziwienie, a przecież przygotowywali się na to przez rok. To za mało. Agata myśli, że nawet pięć lat by nie wystarczyło, nawet dziesięć, czasu jest zawsze za mało. Agata mówi, że umieranie jest pełne skrajnych emocji. Pamięta, jak po wyjściu z łazienki usiadła przy trumnie i zaczęła zachodzić się śmiechem. Bawiły ją żałobne pieśni. Agata nie wie dlaczego, ale bardzo chciało jej sie wtedy śmiać, więc się śmiała. Dziś Agata potrafi to sobie wytłumaczyć smutkiem, lekami uspokajającymi , zmęczeniem, ale pamięta, że gdy otrząsnęła się po pogrzebie było jej wstyd, że mogła coś takiego zrobić.

GRUPOWE UMIERANIE

Agata mówi, że każdy umiera we własnym tempie. Agata ma piątkę rodzeństwa i mówi, że to jest pięć różnych historii i każda jest zupełnie inna. Według Agaty grupowe umieranie nie istnieje. Mieszka się w jednym domu, przebywa się w jednym szpitalu, je się przy jednym stole, ale umieranie jest zawsze samotne, niezależnie od liczby otaczających nas osób. Akcja rozgrywa sie w naszych głowach i tam pozostaje. Każdy z nich przeszedł przez to w innym tempie, zupełnie inaczej przeżywając odchodzenie. Gdy patrzy się na życie przez pryzmat śmierci okazuje się, że rzeczy, w które dotychczas wierzyliśmy nie istnieją. Agata nie chce pamiętać złych rzeczy. Mimo to było ich w chorobie wiele i nieodwracalnie odcisnęły swoje piętno na jej delikatnej psychice. Agata budziła sie w nocy z płaczem i potrafiła tak płakać do rana. Ciągle ma w szafce nocnej puste opakowania po środkach uspokajających i rozczarowania, które sprawiają, że z wielkim trudem przychodzi jej funkcjonowanie we współczesnym świecie. Agata nienawidzi telefonów. Kojarzą jej się ze śmiercią. Dla Agaty dźwięk telefonu jest równoznaczny z zerwaniem się z łóżka nad ranem, założeniem na siebie czegokolwiek i jechaniem na drugi koniec miasta. Cholernie szybkim jechaniem. Dźwięk telefonu to przede wszystkim widok cierpiącego ojca i wielki wewnętrzny ból, z którym musiała się mierzyć każdej nocy, kiedy przychodził kryzys. Agata wyznaje, że to jedna z tych rzeczy, o których nie potrafi zapomnieć. Jeszcze przez wiele miesięcy po śmierci, słysząc dźwięk dzwoniącego telefonu, zaczynała panikować.

LEKCJA ODCHODZENIA

Agata się uśmiecha. Popija herbatę z sokiem malinowym, a w jej oczach widać spokój i opanowanie. Agata przeżyła już kilka lat bez ojca. Dziś wie, że da się tak żyć i wie, że im szybciej zdasz sobie z tego sprawę tym więcej czasu zostanie ci na cieszenie się życiem. Agata mówi, że są ludzie, których całe życie wypełnione jest śmiercią. Ludzie, którym już nigdy nie uda się poukładać fragmentów rozbitego lustra, jakim stało się ich życie po stracie bliskiej osoby. Agata może powiedzieć, że pogodziła się z odejściem ojca. Agata wie, że każdy musi umrzeć. Wie to dopiero teraz. Ma świadomość, że każdy dostaje jakiś czas i jest dumna z ojca, bo odchodził zostawiając po sobie nie tylko żal, ale przede wszystkim cząstkę siebie. Rodzinę, przyjaciół, tętniący życiem dom. „Ludzie to cholerni egoiści. Tak naprawdę nigdy nie płaczemy z powodu odejścia osoby, którą kochamy, płaczemy, bo nie mamy pojęcia, jak sobie bez niej poradzimy. Nad sobą płaczemy." - mówi. Agata dziś modli się częściej i gorliwiej. Jak sama mówi, przestała przyglądać się Bogu, stojąc z boku, zaczęła Go rozumieć. Dla Agaty jest oczywiste, że kiedyś spotka ojca. Nie dziś, nie jutro i najprawdopodobniej nie w najbliższej przyszłości, ale kiedyś na pewno. Agata wie, że nic nie jest takie jakim się wydaje. Ani śmierć, ani życie. Poznajemy je dopiero w momencie, kiedy naprawdę uda nam się ich dotknąć. Agata poczuła już dotyk śmierci. Ma teraz czas by żyć...

Licznik odsłon: 2341