Weronika Makowska - Zadra

Sprzątała wtedy willę „Wesołą Pchełkę”. Gdy przyjechał pociąg i na placu zaczęło robić się tłoczno przerwała swoją pracę i schowała się za firanką, żeby lepiej widzieć co się dzieje. Przez szybę było widać dokładnie, kto tym razem wychodzi na plac. Wysiadali prawie sami bogaci ludzie, głównie Holendrzy. Z megafonów rozstawionych na słupach, na powitanie nowych gości leciał głośno „Radetzky March”. Kobiety, mężczyźni i dzieci, zdejmowali płaszcze, paltoty i kapelusze, futrzane kołnierze, torby w kształcie kuferka i walizki podróżne. Za walizkę – numerek. Jak przed spektaklem teatralnym. Walizki i liczny tłum zmieszały się ze sobą. Gdzieniegdzie leżały zapomniane rzeczy. Jedna z kobiet zapomniała dziecka. Przy muzyce potężnej orkiestry dętej, w równym rytmie wraca w stronę wagonu. Trąby grają, a ona krzyczy „Meine Kind!”, „Meine Kind!”. Za chwilę mocne uderzenie puzonów i zaraz potem aria smyczkowa. Z wagonu wychodzi Karl Frenzel z jej dzieckiem. Trzyma je za nóżkę, jakby nigdy nie trzymał na rękach tak kruchej istoty. Noworodek zaczyna płakać. Płacz nie trwa długo. Leci „Radetzky March”. Karol Frenzel z nóżką dziecka w ręku bierze zamach. Roztrzaskuje główkę dziecka o ścianę wagonu. Płacz urywa się. Słychać tylko Straussa i krzyk matki „Meine Kind”.

Koszula z biało-niebieskie pasy wisi na wieszaku, na metalowej zawieszce. Czasami zawieszka coraz mocniej zaczyna uciskać jej krtań. Jej usta wtedy – nieme, w głowie słyszy głos. Ktoś przedstawia ją słowami „Mamy zaszczyt stanąć przed żywą historią”. – Przed Esterą – może chciałaby napomknąć, ale metalowa zawieszka nie pozwala. „Martwi mnie to, czego już nie pamiętasz” – mówi jej własny, brutalny głos. Wtedy otwiera oczy. Budzi się. Zdaje sobie sprawę, że od obietnicy Leona minęło kilkadziesiąt lat.

- Leon powiedział nam, że ktokolwiek przeżyje ma powiedzieć światu co tu się stało – mówi Estera Raab. Estera przeżyła. Dwa lata getta. Trzy miesiące w obozie pracy. Rok w obozie śmierci. Dziewięć miesięcy pod sianem. Kolejne dziewięć miesięcy ukrywania się za rosyjskimi czołgami. Tyle czasu do oczekiwanej wolności. Mimo obietnicy złożonej Leonowi, nigdy bez strachu nie stanie przed kamerą i nie usiądzie przy szklance wody przed reporterem. Estera boi się tej salwy pytań. Szybkich jak karabin maszynowy.

Wtedy tłumaczyła sobie, że historycy mają klapki na oczach. Że nie potrafią nawet znaleźć Sobiboru na mapie. Estera wie, o czym będzie opowiadać: widziała jak jedna z dziewczyn wysiada z wagonu na rampę i w środku zostawia niemowlaka. Oficer SS Karl Frenzl stojący przed składem pociągu bierze niemowlaka za nóżkę. Słyszała słowa „Maine Kind” zza firanki pokoiku „Wesołej Pchełki”.

Na wizji staje przed nią tęgi dziennikarz, nerwowo przepijając każde pytanie szklanką wody. – Jaki to był dzień tygodnia? Łyk. – Jak daleko stał wagon? Łyk. – Ilu tam było żołnierzy niemieckich? Łyk. – Czy ten żołnierz miał na głowie czapkę? Łyk. – Może to był jakiś inny oficer niemiecki, skoro na sobie czapkę? Łyk. – Jak pani rozpoznała jego twarz? Łyk. – Jaka była wtedy pogoda? Łyk. – Czy okno, z którego pani obserwowała tą sytuację miało szybę? Łyk. – Jakiego koloru były firanki w oknie, w którym pani wyglądała? Łyk. Czy szyba była czysta?

– Proszę mnie posłuchać, ja wcale nie muszę odpowiadać na te pytania – mówi ze spokojem Estera – Niech pan założy swoją esesmańską czapkę, a powiem panu, gdzie pan wtedy stał.

***

Marcin Woszczewski wielokrotnie spacerował pod Sobiborem i dochodził do tego samego wniosku, co Estera Raab, że to miejsce odchodzi z pamięci. Koło Auschwitz, Majdanka i Bełżca nie ma Sobiboru. A Sobibór to inaczej „sowi las”. Las cichy i gęsty. Las, w którym odbyło się jedyne w historii udane powstanie zakończone ucieczką setek więzionych w obozie zagłady Żydów. Teraz na tym miejscu tylko małe muzeum i pomnik. Tyle i nic więcej.

Marcin w muzealnym sklepiku znalazł książkę. Richard Rashke, amerykański dziennikarz po wojnie spisał w niej wspomnienia Estery Raab, więźniarki z Sobiboru. Ta, bardzo niechętnie wspominała wydarzenia z obozu. Jeśli zgadzała się na rozmowę, była to rozmowa często trudna i lakoniczna. Może, dlatego książka „Droga Estero” to dramat w trzech aktach do wystawiania na scenę. Marcin jest reżyserem. Na podstawie dramatu zbudował spektakl, w którym skonfrontował Esterę – niechętną do rozmowy – z nakazem Leona, żeby opowiedziała światu historię Sobiboru. Później rozmowę Estery z telewizyjnym dziennikarzem.

***

Historię Estery Raab znał od siedmiu lat. Przez ten czas ze spektaklem zatytułowanym „Zadra” jeździł po Polsce i zostawiał odbiorców z pytaniem: „Czy pan w ogóle wie, gdzie leży Sobibór?” Trzy lata temu zadał to pytanie w Pougauzes we Francji na festiwalu teatralnym „Pola kultury i świata”. Mówił tam: „wmawiali im, że jadą przeczekać wojnę do kurortu. Przy wysiadce leciał Marsz Straussa, na bagaż i nakrycia wierzchnie brano numerki, jak przed spektaklem.”

W Pougauzes spektakl grali po polsku, później scenę po scenie, tłumacz przekładał z polskiego na francuski. Francuzi nie rozumieli. To nie wina bariery językowej. Pytali: „Jaki interes mieli Polacy w budowie obozów zagłady?” „Gdzie jest Sobibór? Czy Sobibór to miejscowość fikcyjna? Czy obóz w Sobiborze też jest wymyślony?” Pytań tych nie zadawała młodzież.

Nie Barack Obama.

Kobieta w wieku Estery, blisko osiemdziesięcioletnia staruszka zadała to pytanie.

Marcin Woszczewski: 

Nikt mocniej nie powinien wiedzieć, jaka była wojna. Przekazujemy historię wojny, a jesteśmy nokautowani pytaniem jaki mieliśmy interes w mordowaniu Żydów. W Sobiborze przecież odbyło się jedyne udane powstanie. Na trzystu więźniów uciekło sto pięćdziesiąt.

Paweł Sroka, reżyser teatru PLASTER, poznał Marcina na jednym z festiwali:

Marcin swoim spektaklem wpisuje się w świadomość ludzi, którzy żyją od kotleta do kotleta, od łóżka do kafelek w łazience. Do ludzi, których na rzucone hasło „Obozy nazistowskie w Polsce odpowiadają: to był wymysł spisku żydowskiego. Marcin na nowo swoim spektaklem edukuje. W ten sposób Marcin dał szansę mówić Esterze na nowo. – Ta historia jest opowiedziana jeden do jednego przez jedną z aktorek, która wypożycza ciało Esterze i jako aktor mówi jej historię.

Marcin:
Bo wiesz, do czego doszło? Ludzie z lubelskiego na spektaklach pytają się, czy powiemy im w końcu, gdzie leży Sobibór?

Licznik odsłon: 7711