Weronika Maćkiewicz - Łowczyni z Monciaka

 
Świeżo umyte włosy zostawiam rozpuszczone i puszczone luzem. Kończę malować twarz - chcę nadać jej konturu i blasku. Chcę, aby makijaż został w nienagannym stanie aż do rana. Błądząc pędzlami po twarzy i dekolcie myślę o swoim dzisiejszym dniu w pracy. Ciekawa jestem co mnie dzisiaj czeka.

Czuję się momentami jakbym obserwowała aktorów na planie „Kac Vegas”. Tylko to nie film. Sopot - polskie Las Vegas. Miasto drogich drinków, wiecznych imprez i nieprzespanych nocy. Ludzie, zwłaszcza młodzi, chcą się bawić. Chodzą do barów, klubów i kasyn. Zostawiają fortunę w dłoniach kelnerek, krupierów czy hostess. Chwalą się na Facebooku drogimi wakacjami, a na Instagramie pod zdjęciem mogą wpisać #polishgirls #party #Sopot #zabawunia #alkoholizacja. Znajomi pytają wtedy „Gdzie spaliście?”, „Jaki to klub?”. Pytając to tych, którzy za te wakacje zapłacili. Nas, pracowników, nikt nie pyta o imprezy, wydarzenia, które organizujemy. Kelnerki czy barmana nikt nie pyta jak się bawi. Ale my widzimy znacznie więcej niż niejeden z wielu imprezowiczów. Ja widzę wszystko to, co dzieje się w klubach i przed nimi. Wiodę podwójne życie. W dzień jestem rudą licealistką z nosem w książkach. Jednak w nocy zmieniam się o 180 stopni i staje się Łowczynią.

Gotowa wychodzę z domu, przez ramię mówiąc mamie, że wrócę w nocy. Do rąk biorę torebkę i kurtkę, jakby wieczorem zrobiło się chłodno. Ubrana w wygodne buty, obcisłe spodnie, bluzkę podkreślającą moją figurę i idę do sklepu z chrząszczem w logo. Kupuję dwie puszki energetyka, setkę wódki i paczkę papierosów. Kieruję się w stronę pociągu, który zawiezie mnie prosto do Sopotu. W środku ludzi full, głównie obcokrajowcy i turyści. Jest popołudnie, większość chce iść na plaże lub pozwiedzać zakamarki Trójmiasta. Nawet im się nie dziwię, pewnie zrobiłabym tak samo. Wysiadając z pociągu idę prosto do pracy. Muszę przejść przez dworzec i główną ulicę Bohaterów Monte Cassino, inaczej zwaną Monciakiem. Ich już widzę z oddali. Łowcy. Jeden z nich do mnie zagaduje i pyta: „Cześć, może szukasz miejsca, aby pobawić się wieczorem?” z uśmiechem odpowiadam mu: „Dzięki, też tu pracuję.” . Promotorzy to Łowcy, Myślę, że można używać tych słów zamiennie. Są to osoby, które zapraszają do różnego rodzaju lokali: barów, restauracji lub klubów. Chłopak zmieszany mówi coś pod nosem. Idę dalej. Na początku sama nie wiedziałam kto tu jest kim – myliłam przechodniów z promotorami. Po czasie zaczęłam rozpoznawać twarze i przyporządkowywać je do konkretnych lokali. Dopiero w czasie pracy poznałam promotorów, najwięcej jest ich nocami.

Przez tylne drzwi wchodzę do lokalu. Zostawiam swoje rzeczy na zapleczu i idę na kuchnię. Witam się tam z kucharzem. Tutaj wszyscy przytulają się lub całują w policzki na powitanie. 

– Cześć, jak tam? Jak po wczoraj?

Daj spokój... Do drugiej kuchnia była otwarta... Zanim całość ogarnęliśmy to była jakaś trzecia lub czwarta. Nawet nie pamiętam jak do domu trafiłem. A jak u Ciebie?

Nie lepiej. Dzisiaj dziesiątka jak dobrze pójdzie.
Dziesięć godzin w pracy? Chyba gorzej niż ja na kuchni.
Jak będziesz potrzebował pomocy to daj znać. Tu jest zimniej niż na dworze.

Jeszcze chwilę rozmawiamy i każde idzie robić swoje. Muszę iść na bar i zobaczyć kto dzisiaj jest. Za barem stoi młoda blondynka. Witam się z nią i zaczynamy luźna rozmowę. Robi mi zimny napój i z uśmiechem pyta: „Dolewamy procentów?”. Odpowiadam, że wieczorem, teraz jest za ciepło. Dowiedziałam się, że było wczoraj bardzo dużo ludzi. W końcu piątek, środek wakacji. Nikogo to nie zdziwiło. Wybiła czternasta, początek mojej zmiany. W lokalu zajęte są już dwa stoliki. Jak na razie powoli, wszystko rozkręci się w swoim czasie. Po chwili barmanka pyta mnie:

„Skoczyłabyś do sklepu? Potrzebuję kawy w ziarnach dla gości. Wiesz- jakaś lepsza. I dla nas jakaś, może nie najtańsza, ale dobra budżetowa. O paragonie pamiętaj. Mogę Cię też o coś prosić? Na drugi rachunek potrzebuję Soplicy porzeczkowej. Wczoraj po pracy pytałam menago i wzięłam pół litra, ale muszę odkupić dzisiaj.”

Biorę pieniądze i idę. W sklepie długa kolejka. Kawa jest, ale z alkoholem będzie gorzej. Wprowadzony został zakaz sprzedawania alkoholu w mieście do któreś godziny. Jest to związane z

różnego rodzaju nieprzyjemnymi sytuacjami w związku z pijaną młodzieżą w Sopocie. Trudno, przyjdę później. Kiedy wracam do lokalu czuję, że już jest ten czas, aby wyjść na ulicę. Już nikogo nie ma w środku.

Na samym początku staję i obserwuję ludzi. Przyglądam się im i słucham. Po chwili widzę grupę młodych, na oko studentów. Śmiało podchodzę i pytam: „Cześć, szukacie może...”, nie dokańczam zdania, bo przerywa mi chłopak „Nie dziękujemy” odpowiada za całą grupę. Odchodzę bez słowa, nie ma co. Wystarczyło posłuchać do końca i powiedzieć wtedy. Ale może to dla niektórych zbyt wiele. Jednak nie przejmuję się i idę dalej z kartą lokalu w ręce. Zagaduję do różnych ludzi i próbuję ich zaprosić do lokalu. Jak na razie zapraszam na obiad, kawę czy ciasto. Raczej na alkohol nikt nie ma jeszcze ochoty. To będzie wieczorem. Mój lokal jest uniwersalny i dostosowany do potrzeb potencjalnych klientów.

Stojąc na ulicy często staje się informacją turystyczną dla wszystkich Januszy i Grażyn.

  • - Panienko, gdzie dobrą i tanią rybę zjem?
  • - To chce Pan dobrą czy tanią?
  • - Czy jest tu gdzieś darmowa toaleta? Jak dojdę na plażę?
  • - To jest ten Krzywy Domek?

Do południa mam ogrom takich pytań. Czasami zastanawiam się co kieruje ludźmi. Ludzie chyba myślą, że jak pracuje się „na ulicy” w Sopocie to wie się wszystko. Nie. Często nie nie ma się nawet czasu na to, aby pójść do toalety, a co dopiero ogarnąć lokale obok.

Po jakiś czterech godzinach mam zapełniony cały lokal dwukrotnie, co do stolika. Idę do środka i pomagam w środku. Przyprowadziłam ludzi do lokalu i obsługa powoli nie wyrabia się. Tak to jest w gastro- jak się zacznie to ręce pełne roboty. Teraz jest dwóch kucharzy, dwóch barmanów i kelnerka. Chodzę między stolikami, zbieram szkło i przysłuchuje się ludziom

  • - „Hehe, mam nadzieję, że melanż będzie ostry dzisiaj.”
  • - „Myślisz, że jakieś dupery będą w klubie?”
  • - „Tamtego ruchałam, z tamtym się lizałam, a temu trzepałam.”

Zdecydowanie wolałam tego nie słyszeć. Ludzie pod wpływem alkoholu często zdradzają sekrety ze swojego życia seksualnego. Traktują tę strefę jak każdą inną i nie mają oporów, aby ujawniać szczegóły. Cały lokal wypełniony jest tymi słowami. My, pracownicy, jesteśmy przyzwyczajeni. Barmana obok nawet nie podniósł wzroku, aby zobaczyć kto to powiedział. Za to ludzie z niedalekich stolików już tak. Zaraz Ci ludzie pójdą do klubu obok i na ich miejsce przyjdą następni, którzy przez wypity alkohol nie boją się poruszać tematów tabu.

Patrzę na zegarek i jest mój czas. Idę na zaplecze po małą torebkę. Przekładam do niej setkę i fajki. Zapalniczkę mam w kieszeni. Przed wyjściem biorę szklankę i robię sobie drinka. Pracując w gastro można nauczyć się wielu rzeczy. Do szklanki wsypuję lodu, dolewam soku żurawinowego i wódki. Biorę słomkę i wychodzę na dwór powoli sącząc napój.

Bycie promotorem jest dosyć specyficzną pracą. Zdarza się tak, że w lokalu jest potrzebna pomoc, ale nikt nie może opuścić swojego stanowiska. Wtedy jako promotor idziesz do sklepu, pomagasz na kuchni czy na barze. Czekasz na noc, jak miasto obudzi się. Łowcy, niemal jak strażnicy nocy, wychodzą na ulice. Podchodzę do znanej mi grupy promotorów. Zapraszają oni do klubów tanecznych. W dłoniach mają papierowe opaski, darmowe wejścia na dyskotekę. Ich zadaniem jest zaprowadzać ludzi chętnych na imprezy pod same drzwi klubu, gdzie na bramkach będą weryfikowani. Znaczy to tyle, że ochroniarz i hostessa oceniają czy mają odpowiedni strój i czy nie są bardzo pijani. Rozmawiam z jedną promotorką.

Co tak dawno Cię nie było? - pytam.

Wiesz, muszę się na poprawkę zacząć uczyć. Byłam też tydzień u rodziców i tak to minęło w sumie. Zastanawiam się też nad nową pracą.

Oh, a to dlaczego? Masz coś na oku?

Wiesz, może być ciężko pogodzić dzienne studia z nocną zmianą. Sama wiesz jak to jest. Zobaczę co znajdę... ej, czekaj, Norwedzy idą... Hello guys! Maybe to dance club? - I wtedy odchodzi ode mnie do grupy Norwegów. Widać po ich markowych ubraniach, że mają pieniądze. Mało który Polak może pozwolić sobie na ubrania tylko od znanych projektantów. Z reguły dla obcokrajowców ceny w lokalu nie mają większego znaczenia, dla nich jest u nas po prostu tanio i mogą sobie pozwolić na imprezy, które przyniosą lokalowi spory zysk. Dlatego grupa Norwegów jest dla każdego promotora atrakcyjna. Podstawą jest tutaj języki obce- ich znajomość jest atutem. Wtedy bez problemu się z nimi dogadasz i będą jeść Ci niemal z ręki. Widzę, że jak moja znajoma z nimi rozmawia to inni promotorzy czają się na nich. Zwłaszcza Ci ze stripów, znaczy klubów z burleską.

Tego typu kluby lubią mężczyźni. Często pijani i bogaci. Takich na Monciaku nie brakuje. W moją stronę z oddali idzie grupa kilku mężczyzn. Uprzedził mnie konkurent. Podchodzi do nich młody chłopak.

– Dobry wieczór Panowie. Może do klubu „Sikorka” z burleską chcielibyście pójść? Piwko za dyszkę, ładne dziewczyny...

Z daleka nie słyszę ich słów, ale chłopak rozmawia z nimi. Oni porozumiewają się między sobą i idą za nim. Cały czas rozmawiają w drodze do klubu, chłopak nie chce stracić ich z oczu i prowadzi niemal za rękę do klubu. Prawdopodobnie dostaje ileś procent od ich rachunku lub jakąś kwotę od osoby i dlatego tak mu zależy.

Ja również napełniam swój lokal. Głównie zapraszam na piwko za siódemkę lub darmowe szoty do zamówienia. Skupiam się na większych grupach, bo takie jest prościej przekonać. W tłumie zauważam taką.

Hejka, jakiego miejsca szukacie? Napić się chcecie?
Cześć, wiesz co, na razie chcemy coś zjeść. Znasz jakieś miejsce?
To zapraszam do mnie. W menu mamy zupy, pizze, burgery, makarony. Trochę kuchni meksykańskiej, świetna jest. Jak lubicie to są też krewetki lub tatar wołowy. Co myślicie? - kontakt wzrokowy staram się złapać z każdym i szukam lidera grupy lub „zwierzę alfa”, które pomoże mi ogarnąć grupę, która pójdzie za nami prosto do mojego lokalu.

Wiesz, chyba nie...

Mogę Wam jeszcze zaproponować piwko za siódemkę albo darmowe szoty do zamówienia. Dodatkowo mamy dzisiaj mega dobre barmanki, które cuda robią.

Dobra, przekonałaś nas tymi szotami.

Super, idziemy! Zapraszam za mną. Skąd jesteście? - po drodze chcę ich zagadać, aby nie było niezręcznej ciszy. Promotor musi mieć takie językowe i werbalne flow.

Z Rzeszowa przyjechaliśmy.
O kurcze, to cała Polska! Na długo?
Dopiero dzisiaj przyjechaliśmy.
To koniecznie w Gdańsku zobaczcie Pachołek w Oliwie. Widać całą panoramę Trójmiasta stamtąd.
Dzięki, skorzystamy.
Pozwólcie, że pójdę przodem i otworze Wam. - Otwieram grupie drzwi i życzę im udanego pobytu. Podchodzę do kelnerki i mówię:

Wspominałam im o szotach lub piwku.
Dobra, dzięki. - Od razu idzie do nich i podaje karty.

Kelnerki zapisują moje łupy na oddzielnej kartce. Mam dodatkowe pieniądze od przyprowadzonych gości

Tak to się robi w tej pracy. Trzeba wykazać się kreatywnością i swego rodzaju sprytem, aby zachęcić ludzi do wejścia w dane miejsce. Niekiedy idzie to opornie, a czasami jak teraz- nie było to trudne.

Koło 23. cały Monciak wybrzmiewa podobnymi hasłami:

„Hejka, wejściówki do klubu mam dla Was!” „Może drink w „Sikorce” dla Ciebie?”
„Guys, maybe you want drink or eat something?” „Szukacie miejsca na imprezę?”

„Mogę Wam zaproponować zajebisty melanż i lożę za 1500 tylko dla Was.” „Mam dla Was butelkę wódki na powitanie!”.

Na ulicy jest pełno skąpo ubranych dziewczyn. Najczęściej przychodzą w grupach, aby zabawić się. Przed chwilą szła jedna na dziesięciocentymetrowych szpilkach i potknęła się na drodze. Nie pierwsza i nie ostatnia dzisiaj, która jest tak upodlona. Przeważają krótkie spódniczki lub sukienki, odkryte piersi, wyeksponowane pupy oraz ostre makijaże. Mężczyźni nieco skromniej- zwykłe spodnie, koszule lub t-shirty. Nic nadzwyczajnego.

Każdy z nas stara się jak najlepiej umie zapraszać tych wszystkich ludzi na różne sposoby. Naszą pracę kontrolują koordynatorzy lub managerowie, którzy decydują czy zostajemy w pracy, czy idziemy out. Oni mogą dawać nam podwyżki i dawać więcej zmian. To wszystko zależy od nas- umiejętności i siły perswazji.

Na ten moment mam lokal pełny, jednak tylko przez chwilę. Ludzie ciągle wchodzą i wychodzą, migrują między klubami, pubami i barami. Witam się ze znajomą Łowczynię z klubu ze striptizem.

Hejka, masz ognia?- zaczyna.
Jasne, proszę. - wyjmuję zapalniczkę z kieszeni.
Dzięki. Jak tam u Was?
W ciula ludzi, nie mam już wolnych stolików. A jak u Ciebie? Ile wejść?

Ooo, to propsy[1]. U mnie chujowo, dwa wejścia, a do pierwszej muszę target mieć. Ale wczoraj miałam zajebisty dzień. Typ zaprosił mnie na drinka do nas, więc z nim poszłam, bo w końcu hajs za to dostaję. Na barze poprosiłam o coś bez alkoholu, ale na paragonie był jakiś drink. Gadam tak z typem, a te do mnie z tekstem, że chce się ze mną umówić i czy możemy iść na jakiś pokaz prywatny. Masakra, chyba z czterdzieści minut próbowałam go spławić...

Daj spokój, ostatnio miałam podobną sytuację, jak typ zaczął mnie po dupie dotykać.
Co Ty mówisz? I co zrobiłaś?
Dałam mu po pysku i zawołałam ochronę. Krótka piłka. Nikt nie będzie mnie dotykał wbrew mojej woli.
I prawidłowo. Jebać takich.

Rozmawiamy jeszcze chwilę, ale każda musi wrócić do swojej pracy. Po chwili podchodzi do mnie mój manago.

  • –  No heja, słuchaj. Dasz radę do drugiej postać? Ten nowy promotor dupy dał i nie przyjdzie.

  • –  Ale wiesz, że to będzie moja dwunasta godzina.

  • –  No tak, wiem. Jakąś premie Ci strzelę, proszę. - propozycja pieniędzy brzmi kusząco.

  • –  No dobra, ale jutro na wieczór dopiero przyjdę.

  • –  Sprawa załatwiona. Dzięki.

Taa... Uroki gastro... Wiesz na którą godzinę przychodzisz, ale nie wiesz do której. Jest kwadrans po północy, a ja mam już dosyć. Godziny pracy są różne i zależne od tego, ile osób jest w lokalu oraz potencjalnych gości na ulicy. Gdy w barze będzie się kręcić, to mogę wyjść wcześniej. Jednak, tak jak dzisiaj, jestem sama lub w środku jest stypa to muszę pracować podwójnie, aby nadrobić straty. Jestem zmęczona. Siadam na chwilę na ławce, bo bolą mnie nogi. Zaglądam do torebki, ale nie ma w niej nic ciekawego. Wódkę i papierosy kupiłam z myślą o tym, aby poczęstować potencjalnych gości, pokazać, że jak ja jestem „taka cool” i częstuję fajkami lub wódą, to w lokalu jest podobnie. Czasami trzeba grać, aby osiągnąć swój cel- pełny lokal.

Wracam do swojego lokalu. Trochę rozluźniło się, jest kilka wolnych stolików. Jak odpocznę to będę musiała rozruszać trochę to miejsce, aby do rana nie padło, ale nie na tyle, aby kuchnia i bar musieli siedzieć tu do samego rana. Jest to niepisana umowa między nami. Siadam przy barze i proszę barmana o coś do picia. Czekam jak zrobi najpierw swoje zamówienia. Po chwili obok mnie pojawia się około trzydziestoletni facet.

    • –  Wolne? - pyta mnie.

    • –  Jak widać. - Odpowiadam krótko. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać.

    • –  Co taka ładna panienka tutaj robi sama?

    • –  W pracy jestem.

    • –  A można postawić drinka?

    • –  Myślę, że nie. Stać mnie.

    • –  Co tak oschle? Chciałbym tylko się poznać.

    • –  Ale ja na to nie mam ochoty. - Na podkreślenie moich słów odwracam się bokiem do niego.

–  No już nie bądź taka... Daj się gdzieś zaprosić, może do hotelu...

To była kolejna głupia zaczepka w moją stronę, już nawet nie liczę który to już raz. Jednak szanujmy się- w tej pracy trzeba krótko z takimi. Trzeba mieć do siebie i swojej pracy naprawdę sporo poszanowania. Oczywiście facet wyszedł w popłochu, bo obok niego stał już ochroniarz, który delikatnie mówiąc, chciał go wyprosić. Nie jest prosto być kobietą-łowczynią na Monciaku. Ludzie często biorą mnie za prostytutkę, która stoi i czeka jak ktoś ją zaczepi lub zaprosi w jakieś ustronne miejsce. Jest to co najmniej irytujące i nieprzyjemne.

Nie pamiętam zbyt dobrze reszty nocy. Byłam zmęczona, ostatkiem sił doszłam na peron. Dopiero w pociągu do domu uświadomiłam sobie ile godzin byłam w pracy i jak bardzo marzę, aby położyć się do łóżka. Promotorzy, niczym wampiry, udają się ku mrokowi i delektują się słodką ciszą i powoli zapadają w sen, aby następnej nocy znów wyjść na ulicę. Żartuję, większość z nich idzie na after party bawić się. Mnie też chcieli wyciągnąć, ale zasnęłabym na ladzie baru. Jestem cholernie zmęczona, ale zadowolona z tygodniówki, którą mam w portfelu. Kwota, zależnie od tygodnia, waha się w okolicach siedmiuset złotych. Sporo. Myślę jednak, że jest to adekwatne do wykonywanej pracy- zmiana najczęściej nocna, w głośnym miejscu, stojąca. Nie jest to wcale takie proste jakie mogłoby się wydawać.

Sopot, z perspektywy pracownika, jest bardzo dziwnym imprezowym miastem. Znajdziesz tu różnego rodzaju ludzi. Pełno tu rodzin chcących zobaczyć Polskie morze, studentów pragnących zabawy oraz obcokrajowców, którzy w sumie nie wiem czego chcą.

Najważniejsze: promotor jest też człowiekiem. Jak Ty i ja. Często jest studentem, który chce zarobić trochę grosza. Musi zarobić, aby zjeść, kupić bilet do domu lub zapłacić za mieszkanie. Pracuje w nocy kiedy jego znajomi zaliczają kolejne wypady do klubów, a wypity alkohol liczą w litrach na głowę. Niekiedy jest to sposób na życie, ale nie styl życia. Promotorzy doskonale wiedzą, że niekiedy irytują ludzi, ale nadal jest to ich praca, która jest sprawdzana. Gdyby nie musieli to nie robiliby tego. Daj szansę promotorom - mogą zaproponować Ci coś co akurat będzie dla Ciebie atrakcyjne. Musisz na chwilę stać się takim Łowcą i jak oni przysłuchiwać się ludziom.

Wszystkie opisane przeze mnie sytuację miały miejsce w czasie tegorocznych wakacji. Z szacunku do moich znajomych Łowców oraz innych współpracowników, nazwy własne oraz umieszczenie poszczególnych lokali zostały zmienione.

[1]W slangu: „szacunek”.

Licznik odsłon: 1158
2024  Ogólnopolski Turniej Reportażu im. Wandy Dybalskiej   globbersthemes joomla templates