Angelika Wojciech - Kopidoł na parafialnym cmentarzu
Mała chatka z czerwonej cegły, z eternitem na dachu. Pękające futryny w oknach i lekko zadrapane drzwi. Stachu ma 58 lat i troje upośledzonych dzieci. To co lubi w życiu to przede wszystkim "popływać z prądem". Od trzydziestu lat jest grabarzem, kopidołem na parafialnym cmentarzu.
W małej wsi Wijewo, leżącej w Wielkopolsce, znają go wszyscy. Pochylony, ręce w kieszeni, bujny, siwy wąs, kilka zębów trzonowych, przedtrzonowych i dwa górne siekacze na pierwszym planie. Za trendami modowymi nie podąża. Jego image dopełniają czarne spodnie i luźne sweterki. Swój strój zmienia w niedzielę, gdy udaje się do kościoła. Pod sweterek wrzuca koszulę i zakłada spodnie na kant.
W listopadzie 1978 przed sklepem spożywczym wyzionął ducha Mundek. Ktoś musiał przejąć po nim robotę. Ludzie w końcu umierają i ktoś musi ich chować. Tak bym grabarzem nie był, ale mnie kurwa namówili. Innych chętnych z resztą nie było - mówi Stachu. Wrócił właśnie z budowy, gdy przyszli sąsiedzi. Zanim zaczął kopać pracował u Regana. Namówili go w piątek, a w sobotę wieczorem poszedł do księdza. Na niedzielnej mszy Stacha wszem i wobec ogłoszono parafialnym grabarzem. Swojej decyzji nie żałuje: Przedtem codziennie po 10 godzin bloki, betony ręcznie robiłem jako murarz. Na budowie ja żem się dosyć narobił! Stachu wie, że to musi być zrobione.
Pierwszy raz kopał w styczniu siedemdziesiątego dziewiątego. Zima, śnieg, zamarznięta ziemia, niska temperatura. Niezły początek, ale Stachu nie zniechęcił się, dał radę. Kolejne zlecenie na grób było znacznie gorsze. Był to dzień, w którym kopał najdłużej. W sumie były to dwa dni, mało tego, przy robocie pomagało mu dwóch kolegów. Temperatura: -32 stopnie. Zimą dni są krótkie, więc musieli zacząć od rana. Śnieg trzeba odgarnąć, a gdy ziemia jest zamarznięta, Stachu musi rozpalić ogień, żeby odtajała. Kopie wtedy dziurę w kształcie koła, wkłada do niej oponę i podpala, bo daje mocny i trwały ogień, a ponadto bardzo wysoką temperaturę. Ziemia szybciej odtaje.
Podczas kopania znajduje się kości. Jest ich cała masa. W zwyczaju grabarskim, jak mówi Stachu, kości kładzie się na spód. Żeby ludzie ich nie widzieli trzeba je zasypać ziemią. Na to dopiero mogę kłaść nową trumnę. Bywa też, że gdy mija zbyt krótki czas od pochówku, w grobie można znaleźć stare skrzynie. Zazwyczaj są zgniłe, więc trzeba je zarwać i osadzić jeszcze głębiej, bo nie wypada wyrzucać cudzej trumny, gdy w środku są jeszcze szczątki. Do kopania używa się przede wszystkim łopaty, młotów, siekiery, przecinaków, łomów i klinów. Podczas kopania dołu o wymiarach 2,20 na 0,90 na 1,80 Stachu niejednokrotnie znajdował różne rzeczy, lecz nie przedstawiały dla niego żadnej wartości. Były to jakieś strzępy tkanin, skrawki ubrań. W sumie nie warto inwestować w nieboszczyka, bo i tak wszystko się rozłoży i nic z nas nie zostanie.
Z kopania grobów nie da sie wyżyć, a tym bardziej utrzymać rodziny. Wynagrodzenie grabarza na wsi różni się znacząco od tego w mieście. Stachu, żeby dorobić, idzie do sąsiada: Cały czas, żem tam jest. Porządki robię i takie tam pierdoły. Krzychu też pomaga. Krzysztof to syn Stacha, jest jeszcze Sebek i Tomasz. Wszyscy mają renty ze względu na swoją niepełnosprawność. To po matce. Sebek jeździ na świetlice socjoterapeutyczne, Tomasz nie chce. Ucieka i nauczyciele się na niego skarżą. Stach go nie zmusza, choć martwi się o to, co będzie robił w życiu. Czasami pomagają mu kopać, więc próbował ich namówić, żeby po nim to przejęli, ale nie chcą.
Najgorzej jest zimą. Zimno, wieje i jak tu wytrzymać chociaż dwie godziny? Dlatego lubię sobie wtedy strzelić groka. Grok to ciepły napój w którego skład wchodzą: wódka, miód, cytryna i gorąca woda. Grzeje, leczy, rozwesela. Wina Stachu nie lubi. Woli kupić ćwiartkę, wypić i od razu lepiej. Zastrzega sobie, że to tylko podczas kopania. Żeby sobie odreagować wypala Waleta. Na początku, kiedy zaczynał kopać groby, potrafił wypalić dwie paczki dziennie. Ta praca wymaga ogromnej siły fizycznej i mocnej psychiki. Różne są reakcje ludzi, kiedy trumna jest spuszczana na dół. To prawdziwa walka z własnymi słabościami, Stachu po części ją wygrał, ale uzależnienie zostało. Teraz jedna paczka wystarcza mu na dwa dni.
Ludzie szanują Stacha ze względu na wykonywany zawód. Wiedzą, że nie jest to łatwe zadanie. Najgorzej jest, kiedy trzeba pochować dziecko. Ludzie krzyczą, głośno płaczą i nie chcą pozwolić, by zostało pogrzebane. Wtedy jest bardzo ciężko. Myślę sobie czasami, że pewno za chwilę przyjdzie kreska na mnie. Chciałoby się jak najdłużej żyć, ale czemu dzieci muszą umierać? Bywa tak, że musi kopać groby kolegom z ławki szkolnej. Wtedy wspomina jak się kiedyś razem bawili, albo jak za dziewczynami uganiali się. Najbliższą osobą, dla której kopał grób był jego brat. Wcześniej zmarła też matka, ale nie dał rady kopać. O pomoc poprosił sąsiada. Ojca Stachu nie pamięta.